Bikini księżniczki Lei z
"Powrotu Jedi" pozostaje kością niezgody. W równej mierze celebrowane (choćby przez Rossa z
"Przyjaciół"), co krytykowane (choćby przez samą
Carrie Fisher), prowokuje kolejne dyskusje. W końcu znaleźli się ochotnicy gotowi rozwiązać problem raz na zawsze - ale odbili się od legalnej ściany.
Chodzi o "przyjazny rodzinie" serwis Vid Angel, który streamuje hollywoodzkie filmy po uprzednim "wyczyszczeniu" ich z wszelkich niewłaściwych treści: nagości, przekleństw i innych rzeczy, które zakłócają sumienie zasiadających przed ekranami rodzin. Wśród ocenzurowanych przez portal materiałów znalazła się również scena z
"Powrotu Jedi", w której Leia paraduje w felernym bikini.
Sprawa trafiła do sądu, gdzie okazało się jednak, że praktyka jest nielegalna. VidAngel za jednym zamachem naruszył prawa Disneya, Lucasfilm, 20th Century Fox i Warner Bros. Serwis próbował zasłonić się tzw. "Family Movie Act", który pozwala usuwać z filmów kontrowersyjne obiekty pod warunkiem, że w procesie nie powstaje permanentna kopia zmienionej wersji. Okazało się jednak, że VidAngel nie miał nawet pozwolenia na streaming
"Powrotu Jedi" w oryginalnej wersji.
Strona została zamknięta w grudniu 2016 i pozostanie zamknięta po ogłoszeniu obecnego wyroku. Sąd uznał, że gdyby pozwolił jej funkcjonować dalej, stworzyłby precedens, który zostałby wykorzystany przez piratów.
Twórcy VidAngel założyli w międzyczasie nowy serwis, który "filtruje" treści z Amazona i Netfliksa. Trzymają się jednak z dala od produkcji Disneya, Lucasfilm, 20th Century Fox i Warner Bros. Rodzi się pytanie: co w takim razie cenzurują?